środa, 21 kwietnia 2010

nerwica natręctw.

"bez kobiety źle, a z kobietą jeszcze gorzej".

ale wierzcie mi, nawet największy death-hardcore-furious-speed-dark-heavy-metal na pełnym rozkurwie, nie może równać się z mocą kobiet. gdyby na scenie stanęło 20 nagich satanistów i każdy wpieprzałby kota, a potem urządzili dziką krwawą orgię we własnym gronie, a wszystko to transmitowałyby wszystkie stacje radiowe i telewizyjne świata, to byłaby to malutka krostka w porównaniu z ogromem szkód, jaki potrafi wywołać kobiece tornado.

together we stay
deviding we fall.

niedziela, 18 kwietnia 2010

mental shit

wyniosłe uroczystości w zestawieniu z totalną mentalną kupą są dość egzotyczną mieszanką. zwłaszcza konsternacja ludzi pod zamkniętym McShit'em, zmuszonych do radykalnej zmiany swoich planów dnia dzisiejszego.

bo bywa i tak, że nie akceptujemy świata takiego, jakim jest. urodziliśmy się z przeświadczeniem o własnej unikalności, wybitności, i wspaniałej niepowtarzalności, a któregoś dnia okazuje się, że jesteśmy trochę poniżej przeciętnej na tle ogółu. i wówczas postawiona nam poprzeczka wydaje się być jeszcze wyższą niż w rzeczywistości.

i tak do niej nie doskoczymy.
a najciekawsze jest "absolutne niedopasowanie człowieka do funkcji istnienia".

"w kosmosie i tak nikt nie usłyszy twojego pierdolenia".

niedziela, 31 stycznia 2010

Kawa i papierosy.



Nie ma to jak klasyczne, artystyczne śniadanie. Kawa, papieros, prasa z najnowszymi doniesieniami z wielkiego artystycznego świata - SHOW. Lekarze na kłopotliwy rozstrój żołądka polecają właśnie zestawienie dwóch pierwszych czynników. Oczywiście nie w celu zapobieżenia tej dysfunkcji organizmu, a jej wywołania. Ja z kolei jestem przekonany, iż SHOW potrafi dopełnić dzieła, odgrywając rolę przysłowiowej wisienki na torcie. Iluż to znajomych mi "artystów" praktykuje ten miły zwyczaj! Tylko w niewielu przypadkach nie powoduje on wspomnianych skutków ubocznych. Acz jak rzecze znane chińskie (a może i nie) przysłowie: "jeśli dzień zaczął się gównianie, to i gównianie się skończy" - jeszcze tylko pozbierajmy puszki i bierzmy wzór z Duchampa!

Jaka jest właściwie geneza tego zjawiska? Dobry Demiurg raczy wiedzieć. Kawa w moim życiu stanowi swego rodzaju zwiastun nadchodzącego dnia. Jeśli jej aromat zdąży wypełnić mieszkanie, to znaczy, że otwierając kalendarz natknę się na sobotę lub niedzielę. Jeśli wypijam ją zanim spenetruje wszystkie zakątki kuchni, nie ma czasu na otwieranie kalendarza. Sposób parzenia, podawania, picia kawy mówi bardzo wiele o tym, kim jesteśmy, jest to swego rodzaju rytuał z cyklu "pokaż mi co robisz z kawą, a powiem ci kim jesteś". Jednakże obok artystycznej dekadencji pojawia się zupełnie inne "znaczenie" kawy - jest symbolem codzienności, zapowiedzią, że musimy wytrwać do wieczora. Papieros zaś dobry jest na wszystko. Każdy, zawsze i wszędzie.

Przenieśmy się do mglistego wnętrza starej kawiarni, w której cyklicznie zbiera się stadnie bohema artystyczna. Kawa, papierosy - część społeczeństwa przyzna, że nic tak nie zbliża ludzi. Są też one, w moim mniemaniu, dobrym omenem interesującej rozmowy, polegającej - w tym wypadku - na wymianie poglądów, spostrzeżeń, ciekawej dyskusji. Taki właśnie panel dyskusyjny jest czymś, czego nie może zabraknąć po każdej wizycie w teatrze, galerii, kinie. Nawet jeśli do "bohemy" nie należymy. Ale w samotności i na pusty żołądek?


Osobiście uwielbiam to zestawienie, ale jaki jest sens praktykowania takiego zwyczaju w samotności, usilnie wmawiając sobie i innym, że to "artystyczne"...? Być może tylko ja sztuki przejawów żadnych w tym nie dostrzegam...


Z Korneckiej:
"Kariera kognitywistyki w szarej strefie: badania nad wibratorem z detektorem intencjonalności".